niedziela, 25 czerwca 2017

Portugalia cz 2. Kawa, słodkości i inne przyjemności

No i mamy lato :) Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że gdyby nie moja uważność na pory roku, które tutaj "odliczam" i sezonowość, której jestem wierna w kuchni, pewnie nawet nie zdążyłabym zarejestrować, że właśnie rozpoczęły się wakacje, a świeża wiosna niepostrzeżenie ustąpiła miejsce ciepłemu i deszczowemu (przynajmniej w Trójmieście) latu. 
Dziś wracam jeszcze na chwilę do Portugalii, a dokładniej do zapowiadanej w 1 cz., o winie i jedzeniu, jej najsłodszej wersji, czyli ciast, kawy oraz pozostałych kulinarnych atrakcji. Portugalczycy uwielbiają słodycze, co widać właściwie na każdym kroku, zwiedzając duże miasta i najmniejsze wsie. Więcej, niż piekarni, cukierni i kawiarni jest tam chyba tylko salonów optycznych (serio, zastanawialiśmy się nawet, czy Portugalczycy mają jakoś genetycznie upośledzony wzrok ;)). Oblegane zazwyczaj rano i po południu, co ciekawe, cieszą się też popularnością w późnych godzinach - niejednokrotnie spotkaliśmy o 1 czy 2 w nocy wypełnione lokalsami kawiarnie, którzy zagryzając kruche ciastko, popijali je mocnym espresso. Być może jest to niezły patent by dotrwać w dobrej kondycji do końca imprezy, których na ulicach Lizbony czy Lagos nie brakuje nawet w środku tygodnia. Wracając do samych słodyczy, pomimo, że ich wybór jest ogromny, są mało zróżnicowane i raczej nie zaskakują swoim wyglądem. Nie przesadzę też, jeśli powiem, że Portugalia żółtkiem i cukrem stoi, bo to właśnie te dwa składniki tworzą bazę, z których robi się wszelkiego rodzaju nadzienia. Fakt, mogą być gęste, bardziej rozlewające się, z dodatkiem cynamonu albo o konsystencji budyniu, ale zazwyczaj jest to jakaś wariacja bliżej nam znanemu koglowi-moglowi ;)

Trzy różne, a jednak prawie takie same - Ovos Moles, czyli miękkie jaja, to tradycyjne, małe ciasteczka wywodzące się z Aveiro. Zazwyczaj opatulone cienkim płatem ciasta, przypominającym nasz wigilijny opłatek, wypełnione gęstym, lekko galaretkowatym kremem z zółtek i cukru. Wybraliśmy ich kilka wersji, licząc, że może jednak czymś się od siebie różnią. Nie, smakowały identycznie :D (Aveiro)

Biszkoptowy omlet z rozpływającym się, baardzo słodkim nadzieniem żółtkowo-cukrowym. Często, jedno ciastko na pół, wystarczająco zaspokajało naszą potrzebę zjedzenia deseru. Ich słodycz bardzo dobrze łamie mocny i głęboki smak espresso, które w całej Portugalii jest przepyszne. (Azeite)
Tak, ciastko w zebrę również zawierało w sobie nadzienie a'la kogel-mogel ;) (jakieś miasteczko pod Fatimą, ale kto by pamiętał, jak się nazywa)
Najpopularniejszym, a zarazem chyba też najsmaczniejszym ciastkiem w Portugalii są Pasteis de nata. To mini tarty z ciasta półfrancuskiego, wypełnione waniliowym budyniem i posypane cukrem pudrem lub cynamonem. Często też spotykaliśmy ich wersję z lekko przypalonym wierzchem, gdzie cukier tworzył cienką skorupkę, podobnie, jak w francuskim creme brulee. 

Pasteis de nata na drugie śniadanie. W wersji z cukrem pudrem i bez niczego. (Porto)

W Lizbonie z kolei, niedaleko pięknej Katedry Hieronimitów, znajduje się cukiernia Pasteis de Belem, w której z oryginalnego przepisu, powstają tarty o tej samej nazwie. Jest to najpopularniejsza cukiernia w całej Lizbonie, przez to też, Portugalczycy słynne mini tarty często nazywają na przemian pasteis de belem lub pasteis de nata.

Manteigaria Fabrica de Pasteis de nata - najlepsza cukiernia, którą odwiedziliśmy. Pasteisy są tutaj robione na bieżąco. Ludzie wpadają i wypadają, nawet nie siadają, tylko przy długim blacie jedzą jeszcze gorące, wyjęte prosto z pieca ciastko, wypełnione obłędnym, świeżym budyniem i posypane cynamonem. Plus oczywiście, nieodłączny mocny shot espresso. I w drogę! (Lizbona)


Bardzo nas bawiło, że pomimo, iż większość słodyczy była do siebie dość podobna, w każdym miejscu, które zwiedzaliśmy zachęcano nas do spróbowania "ichniejszych", lokalnych i tradycyjnych przysmaków, które powstają tylko w tym właśnie miejscu :) Tym sposobem daliśmy się skusić na mnóstwo ciastek z koglem-moglem, ale też odkryliśmy, m.in.: taką perełkę, jak:

Ginja - wiśniowa kwaśno-słodka nalewka, podawana w czekoladowych mini kieliszkach. Tradycyjny trunek pochodzący z Obidos. Już samo podanie to niezły bajer, a sam smak wiśniówki - pycha (Obidos)
Jeden z niewielu deserów, który jedliśmy, a który miał w sobie owoce - szarlotka z lodami cynamonowymi. Dużym zdziwieniem był dla mnie fakt, że w Portugalii tak mało słodyczy było owocowych. W całym kraju pomarańcze, brzoskwinie, morele i truskawki piętrzą się w warzywniakach i na targach, ale w cukierniach spotykaliśmy je bardzo rzadko... (Comporta)
Ice cream everywhere! Od lewego górnego rogu: Lagos, Lizbona, Porto, Braga.



Poza radochą, jaką dawało mi codziennie picie przepysznej kawy i próbowanie nowych słodyczy, dużą frajdę miałam także z odwiedzenia najstarszej księgarni w Porto, która była inspiracją dla J. K. Rowling podczas pisania pierwszej części przygód Harry'ego. Wystrój księgarni, której serce stanowią kręte schody, książki piętrzące się na półkach od podłogi po sufit i niesamowita atmosfera tego miejsca, robią naprawdę dobre wrażenie. Pomijając już fakt, że miałam ochotę wykupić z niej przynajmniej połowę książek kucharskich, które oferowała :)


Targi jedzeniowe to kolejny punkt na mapie Portugalii, który warto uwzględnić na mapie wycieczki. Dostaniecie na nich wszystko, co tylko chcecie. Od warzyw, przez owoce, ryby, owoce morza, po oliwki i wielkie kawałki przepysznych wędzonych szynek.


Jak widać na załączonym zdjęciu, lubimy piwo, a piwo lubi być fotografowane ;) Mało tego, jest bardzo towarzyskie praktycznie o każdej porze doby. Od lewego górnego rogu: w południe (Boca do Inferno, z portugalskiego oznaczające Wrota do piekieł, Cascais), po południu (najbardziej wysunięty na zachód kraniec Europy, tam, gdzie kończy się świat - Paco da Rocha), wieczorem (Torre de Bellem, pod wieżą w Belem, Lizbona) i w nocy (plaże w Portimao)

Popularna w całej Portugalii Sangria - słodko-kwaśny drink z wina, soku i owoców. Często podawany w wielkich dzbankach z lodem (Braga)

Portugalia ma mnóstwo do zaoferowania - zabytki, wspaniałe widoki, niezapomniane miejsca, przepiękną roślinność, a przede wszystkim nieziemsko dobre jedzenie i wino. Jeśli macie więcej czasu, poświęćcie jej więcej uwagi, niż tylko zwiedzanie Lizbony. Cały kraj, od Bragi na północy, po Lagos i Portimao na południu, zwiedziliśmy w ciągu 10 dni. Bez pośpiechu, bez tłumów, za to z wielką ciekawością i fascynacją. To jeden z tych kierunków, w stronę którego chciałabym jeszcze wiele razy zawrócić. Pięknych wakacji Wszystkim!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz