sobota, 17 czerwca 2017

Portugalia cz 1. Wino i jedzenie

W tym wpisie nie znajdziecie ładnych, artystycznych zdjęć jedzenia, czystych, lnianych obrusów na stołach i przemykającego po nich, pięknego światła. Będą za to zachlapane serwetki, porozrzucane sztućce i mnóstwo kieliszków z alkoholem, więc jeśli nie macie skończonych 18 lat, przestańcie czytać w tym momencie ;) Podczas tego wyjazdu, w jedzeniu chodziło przede wszystkim o smak i zapach. Różnorodność, bogactwo i poznanie. Im bardziej świeże, lokalne, a już w ogóle najlepiej "tu i tylko tu", tym lepiej. Zbyt dużo było do zobaczenia, powąchania, przejścia i przegadania, żeby koncentrować się na kompozycji tego, co na stole i ostrości zdjęć - zazwyczaj przypominałam sobie o nich, gdy wszystko było już łapczywie napoczęte... Zapraszam na przegląd obłędnie dobrego, tradycyjnego portugalskiego jedzenia.

Przygotowując się do tego tripu, zrobiliśmy dogłębny research towarzysko-internetowy co i gdzie jeść, pić i odwiedzać. Byłam nastawiona przede wszystkim na ryby, owoce morza i oczywiście wino, dlatego też za jeden z głównych celów wycieczki postawiliśmy sobie, odwiedzenie kilku winnic. Myśląc o osławionych winnicach na południowym brzegu Douro, w swojej wyobraźni widziałam rozciągające się hektarami uprawy winorośli, wielkie, rodzinne gospodarstwa utrzymywane z jej przetwórstwa i długie szeregi beczek ustawione w ich ciemnych i wilgotnych piwnicach. No cóż, zgadzały się tylko beczki :D Winnice to pochowane w ciasnych i wąskich uliczkach wielkie pomieszczenia, połączone z prężnie działającymi degustatorniami i sklepami. I choć moje wyobrażenie nijak miało się do rzeczywistości to samo doświadczenie bycia w tych miejscach, było niezwykłe i baardzo smaczne ;)

Winnica Croft. Zwiedzanie poprzedzała lekcja historii pochodzenia porto, tajników uprawy winorośli, z których jest wytwarzane oraz procesu, jaki przechodzi, zanim znajdzie się na sklepowych półkach na całym świecie. 


Najlepsza część - degustacja. Porto swoją moc zawdzięcza dodatkowi brandy, a przechowywane jest w dębowych beczkach po whiskey, które nadają mu wyjątkowy smak i aromat.


Jadąc kilka dni później na południe kraju, jeden ze znajomych polecił nam odwiedzić winnicę w okolicach Setubalu. Jose Maria da Fonseca w Azeitao okazała się jedną z najstarszych winnic w Portugalii, którą od 1834 r. do dziś zarządza rodzina pierwszego właściciela. Miejsce to słynie z produkcji dwóch uznanych na całym świecie i nagrodzonych jeszcze w XIX w. złotymi medalami na wystawach w Paryżu, Berlinie i Barcelonie marek: słodkiego Moscatel Setubal i Periquita (w wersji czerwonej, różowej i białej). 



Prywatne zbiory rodziny da Fonseca. Co roku w tym miejscu od ponad 150 lat odkładane jest kilka butelek wina, powstałego podczas jesiennej produkcji. Do piwniczki mają wstęp tylko członkowie rodziny podczas bardzo ważnych uroczystości lub wizyt gości, np. prezydenta czy królowej. My podejrzeliśmy ją przez zakratowane drzwi ;)

Winiarnia Jose Maria da Fonseca

Moscatel Setubal i Periquita


W Portugalii alkohol towarzyszy właściwie każdemu posiłkowi oprócz śniadania. Pasuje do wołowiny i wieprzowiny, której jada się tutaj sporo, ale też ryb, owoców morza czy deserów. Czekając na zamówiony posiłek zazwyczaj na stole lądują niezamawiane przez nikogo przystawki - oliwki, pieczywo, sery. Zaspokajają pierwszy głód, cieszą oko i umilają czas. Wino zazwyczaj podawane jest w karafkach i dzbankach. Z dnia na dzień mieliśmy wrażenie, że i one, i nasze kieliszki stają się coraz większe i pojemniejsze ;)


Salada de polvo, czyli sałatka z ośmiornicą, oliwki w czosnkowej zalewie, pikantny ser i smażone chorizo z pieczarkami. Po takich przystawkach właściwie można już odejść od stołu z pełnym brzuchem ;) (Setubal)
Z racji tego, że wybieraliśmy praktycznie zawsze miejsca z kuchnią regionalną, w których było sporo lokalsów i  małe portugalskie menu, wybór dania był nie lada wyzwaniem, bo rzadko kiedy udawało nam się znaleźć jego angielskie odpowiedniki lub dogadać się z (przemiłą i zawsze pomocną!) obsługą. Za każdym razem jednak wszystko okazywało się bardzo dobre, świeże i ładnie podane.

Słynny portugalski bacalhau w oliwie z oliwe, z cebulą i czosnkiem oraz sardinhas grelhadas, czyli smażone sardynki (Aveiro)

Pieczona chanfana, czyli kozina, koniecznie w duecie ze stołowym, wytrawnym czerwonym winem (Coimbra)
Bacalhau a Braga z chipsami z ziemniaków i Arroz de pato, czyli kaczka z ryżem (Braga)

Wołowina w kremowym śmietanowym sosie z całym zielonym pieprzem i grillowany stek z jajkiem sadzonym (Lizbona)

Peixes de skate, czyli płaszczka, tzw. Skate Fish, tuńczyk w sosie i sałatka ze świeżych pomidorów, papryki i cebuli (Portimao)

 Cataplana - miedziane naczynie, w którym podaje się np. owoce morza. Nasza cataplana zawierała m.in.: kraby, małże, krewetki i kalmary w kremowym pomidorowo-śmietankowym sosie z ryżem. Zdecydowanie jedno z najpyszniejszych dań, jakie jedliśmy podczas całej wyprawy! (Setubal)

Dostać się do delikatnego mięsa kraba to nie łatwa sprawa :D (Setubal)
Owoce morza w curry jako cataplana i kalmary z warzywami (Lizbona)
Krótko podsmażane na oliwie z czosnkiem krewetki <3 (Lizbona)

Portugalia podbiła moje serce swoją różnorodnością smaków, świeżością i podejściem, z jakim podchodzi się do jedzenia, które w tamtejszych stronach stanowi nieodłączny i bardzo ważny element życia. W godzinach "szczytu", czyli między 12:00 a 15:00 lokale i należące do nich ogródki, wypełniają się po brzegi mieszkańcami i turystami. Jest gwarno, tłoczno i swojsko. Wszyscy ze sobą rozmawiają, jakby znali się od lat, czasami coś krzykną, czasami pogładzą po policzku. Posiłki trwają długo, nieodłącznym elementem jest wino, rzadziej piwo. Zawsze po, na koniec - mocny shot espresso, czasami coś słodkiego... ale o tym, w następnej części :) Até logo!


Zachód słońca nad Porto




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz