sobota, 8 października 2016

Dyniowe racuchy z jabłkami i cynamonem

Stoję nad brzegiem morza, palcami stóp ugniatam mokry piasek, tworząc odciski, które za chwilę wygładzi i zmyję napływająca fala, czuję chłód wody i radość, że za chwilę nadejdzie gorące lato. Wracam na koc i nabieram pełną garść podarowanych mi dziś soczystych, pierwszych w tym sezonie malin. Ich smak jest niepowtarzalny, kwaśno-słodki. Przypominają mi moją pierwszą w życiu pracę, kiedy jako dzieciak chodziłam na znajdujące się niedaleko domu pole i zbierałam owoce do styropianowych pudełek, rozgniatając przy okazji połowę z nich w palcach. Pamiętam uczucie dumy, gdy po 2-3 godzinach wracałam do domu z zarobionymi 5 złotymi. Cóż to był za majątek! Pstryk

Leniwy sobotni poranek. Ostatnio postanowiłam, że bardziej będę dbać o swój wypoczynek i sen, więc śpię do oporu, czyli do... siódmej z minutami. Tylko chwilę jeszcze leżę w ciepłej pościeli. Wstaję, podchodzę do okna i z nadzieją odsłaniam rolety, może chociaż dziś będzie słońce? Deszcz znowu siąpi z nieba, osiadając na tarasie, meblach ogrodowych, przekwitających powoli surfiniach. Z lekkim już burczeniem w brzuchu, ubieram ciepłe skarpety i idę do kuchni. Czujny pies od razu podchodzi do nóg i przykłada mokry nos do moich gołych łydek, wita się, wita nowy dzień. W całym domu jest jeszcze cicho, spokojnie. Takie poranki, szczególnie w weekend, wymagają odpowiedniej celebracji i już wiem, że dzisiaj na śniadanie zjemy grube placki z sezonowymi owocami i karmelem. Obieram jabłka, podpalam cukier, nastawiam na palnik kawiarkę. Jeden po drugim smażę placki. W powietrzu roznosi się karmelowo-kawowy aromat. Uwielbiam to. Stosik placków ułożonych na talerzu kładę na drewnianej tacy obok kawy i wracam do sypialni... Pstryk

Dom babci i dziadka. Całą kuchnię wypełnia zapach świeżo upieczonej drożdżówki. Jest wysoka chyba na 10 cm! Nie mogę się powstrzymać i ukradkiem odrywam od niej kawałek maślanej kruszonki. Jest twarda i pyszna. Na talerzyku z grubego szkła dostaję wielki kawał ciepłego ciasta, a do tego herbatę earl grey w szklance w koszyczku. Dojadam ostatnie okruchy i od razu biegnę przez podwórko na ogród. Wchodzę do szklarni, wdycham gorące powietrze przesycone dojrzałymi, czerwieniącymi się pomidorami. Idę po deskach, uważając, aby nie podeptać plączących się pod nogami ogórków i sięgam po duże bawole serce. Zjadam je jeszcze po drodze, bez mycia, tylko ręce mi się kleją... Pstryk

Takich wspomnień mam setki, tysiące. Dzisiejszy jesienny poranek będę kojarzyć z gorącymi dyniowymi racuchami. Mi smakują najlepiej posypane zwyczajnie cukrem pudrem, a większym łasuchom polecam polać je syropem klonowym. Jedno jest pewne - nie ma wspomnień bez jedzenia, nie ma jedzenia bez wspomnień.



Składniki:
2 kopiaste łyżki puree z dyni 

3 łyżki mąki pszennej 
1 jajko
3 łyżki jogurtu naturalnego
pół łyżeczki proszku do pieczenia
1 płaska łyżka cukru 
szczypta soli
1/3 łyżeczki cynamonu
1 jabłko starte na tarce
2 łyżki oleju
cukier puder do posypania


Dynię dokładnie myję i kroję na mniejsze kawałki. Układam na wysmarowanej olejem blasze skórką do dołu. Piekę w temp. 200 C przez 30 min. Przestudzoną obieram ze skórki i blenduję na gładkie puree. W misce mieszam mąkę z cukrem pudrem i proszkiem do pieczenia, dodaję jajko, dyniowe puree, jogurt, cynamon oraz starte na grubych oczkach jabłko. Całość krótko miksuję. Mocno rozgrzewam patelnię, która nie wymaga już smarowania olejem i wykładam na nią po łyżce ciasta. Racuchy smażę ok. pół minuty z każdej strony, aż będą złocisto-brązowe. Posypuję je cukrem pudrem. Dzień dobry, smacznego.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz